Wszystkich gości :   204938

Flag Counter
Flag Counter
 





Temat : Krzyż przydrożny przy Kolonii Kolybka. / 1

Kategoria :  Dzieje Śląska pod władaniem Prus       Data : 2016-11-28 14:25:32

Miejsce ustawienia i nazwa krzyża. Po lewej stronie polnej, piaszczystej dróżki, prowadzącej z dawnego miasteczka Georgenberg do Jędryska, ustawiony był krzyż. Ks. Teodor Christoph w swoich zapiskach pod rokiem 1873 zanotował, że jesienią tego roku został on odnowiony i poświęcony. Środki na jego utrzymanie pochodziły z fundacji Anderki. Sądzić można, iż odnowienie obejmowało wymianę całości jego drewno stanu.

 

Kolybka
 
Messtischblatt Ludwigsthal (obecnie Piasek), wydany w 1883 roku. Własność Archiwum Map Zachodniej Polski, ze zbiorów WG UAM.

Przydrożny krzyż przy tej piaszczystej drodze do Jędryska osadzony został w granicach administracyjnych osady targowej bądź już miasta Georgenberg. Podlegał więc jurysdykcji każdorazowego lokalisty, z uwzględnieniem przypisanych zależności od proboszcza żyglińskiego. Kolonia Kolybka objęta była jurysdykcją kościoła żyglińskiego.

Był on przemiennie nazywany krzyżem przy Kolybce lub przy Stadtwaldzie. Były to już nazwy uwspółcześnione, bo ks. Teodor nazywa go, co do miejsca, krzyżem przy drodze do Jędryska; wtedy nie było jeszcze Stadtwaldu, a kolonia Kolybka znajdowała się poza administracyjnymi granicami miasta i należała ona do do domeny świerklanieckiego Donnersmarcka.

Można miejsce jego osadzenia jeszcze ściślej określić, bo był on usadowiony na Osikowych polach i łąkach, przy polnej dróżce, która prowadziła na północ od miasta do Jędryska. Osadzono go na wyraźnym piaskowym wyniesieniu. W moich latach chłopięcych - przedszkol-nych stał już poza wyrośniętym miejskim lasem (Stadtwaldem). Nazwa osikowa została wspomniana przez tarnogórskiego kronikarza, w wydanej w 1927 roku kronice miasta i powiatu tarnogórskiego. Był zatem ten obszar polnołąkowy znany pośród ówczesnych mieszkańców miasta, bo to z ich przekazów czerpał kronikarz wiadomości o naszym mieście i okolicach.

Postawiono go w wyraźnym oddaleniu od wejścia do przepastnych hrabiowskich lasów, wśród miejskich łąk, które rosły na lichym, piaszczystym podłożu. Dopiero w grudniu 1905 roku radni miejscy postanowili o wysadzeniu na części tych łąk (o powierzchni 26 morgów = około 14,56 ha), po prawej stronie  dróżki do Kolybki, sośniny. Taki był początek komunalnych lasów w tej części obszaru miejskiego, za Boksą. W latach czterdziestych i pięćdziesiątych minionego stulecia był to już piękny, czysty i wyrośnięty las. W letnie popołudnia stawał się celem rodzinnych wycieczek, a dla nas chłopców, podrostków jawił się jako miejsce pełne tajemnic, w którym realizowały się nasze chłopięce, niezapomniane fantazje, lecz mijający czas zmienił to wszystko co dawne, pozostały jedynie wspomnienia. Prawdopodobnie wystawiono krzyż przy dołach grzebalnych, w których składano ofiary zarazy. Zachował się ludowy przekaz o tym nieszczęściu, które dotknęło wielu z mieszkańców dawnego miasteczka Georgenberg. W literaturze z dziejów Górnego Śląska zostały opisane liczne tego rodzaju katastrofy, nazywane często klęskami elementarnymi.

W minionych już czasach wystawiano, wcale nie rzadko, niewyszukane drewniane krzyże. Motywy ich stawiania były różne. Dla większości krzyży u nas, w obrębie parafii, nie znamy ich „metryk”. Część ich wcześniejszych dziejów można poznać tylko dzięki kronice parafialnej, której systematyczne prowadzenie rozpoczął ks. T. Christoph.

Z reguły mijający czas pochyla drzewo krzyża ku ziemi, jeśli dobre ręce go nie podtrzymają, to upadnie. Kto będzie wówczas panował nad tym pustkowiem? Dlatego tak cenne były ustanawiane fundacje, które gwarantowały trwanie tych symboli wiary Kościoła rzymskokatolickiego, w miejscach pierwotnego ich osadzenia.

Prawdopodobny założyciel fundacji

Finansową fundację dla krzyża przy Kolybce ustanowił, co jest wysoce prawdopodobne, ks. lokalista Rudolf Anderka. Urodził się 27 lutego 1831 roku w Pilszcu; była to wieś założona już w XIII stuleciu, obecnie osiedle na terenie miasta Wrocławia. Święcenia kapłańskie otrzymał 24 sierpnia 1855 roku. Cztery lata później mianowany lokalistą przy filialnym kościele w osadzie targowej; taki status miało wtenczas dzisiejsze Miasteczko Śląskie. W 1886 roku został proboszczem w Wielkim Kotulinie, a od 1894 roku w bliskim Nakle Śląskim. W ostatnim roku 19. stulecia przechodzi w stan spoczynku i przebywa w klasztorze w Pilchowicach, w nim dożył dnia śmierci, którym był 10 styczeń 1903 roku.

Pośród wspierających finansowo lokalię, od 1856 roku poczynając, nie występuje nikt o nazwisku i imieniu Rudolf Anderka bądź tylko Anderka; a zatem ta droga nie prowadzi do poznania osoby, która ustanowiła fundację. Lecz to wzmacnia wcześniej postawioną hipotezę o założeniu fundacji dla tego krzyża przez ks. Rudolfa Anderkę i to w okresie jego pracy duszpasterskiej w naszej lokalii, ktora rozpoczęła się od 1859 i trwała do 1868 r. Czy był on również wystawiony przez założyciela fundacji? Gdyby przyjąć, że został on w tym miejscu osadzony już w pierwszym roku jego pracy duszpasterskiej w dawnym miasteczku Georgenberg, to jego odnowienie w 1873 roku (zmiana drzewca krzyża) miałoby miejsce około 14. roku od jego wystawienia, co wydaje się zdecydowanie za wczesne. Dlatego nie można wykluczyć tego, że jego osadzenie w tym miejscu należy przesunąć na lata wcześniejsze. Krzyże na Osikowych polach stawiano na niewielkim wyniesieniu, suchym, piaszczystym i przewiewnym, w otoczeniu lasów. Czy w takich warunkach drewno krzyża trzeba koniecznie podmienić na inne i to po upływie przywołanych lat? Można w to powątpiewać.

Ks. R. Anderko w swojej gorliwości kapłańskiej nie mógł się pogodzić z tym, by miejsce pochówków ofiar zarazy stało się nie tylko zapomniane, ale i bez krzyża, których tak wiele jest na każdym chrześcijańskim cmentarzu. To też przejęty tragiczną wymową przekazu, który mieszkańcy miasta łączyli z tym postawionym przy drodze do Jędryska, zabezpieczył środki gwarantujące jego zachowanie na Osikowych polach.

Krzyże na miejscu pochówków nie stawiano od razu po wygaśnięciu epidemii, dlatego mogły przeminąć lata od daty pogrzebów; tak było na cmentarzu cholerycznym w Bytomiu, bowiem za krzyżem, który tam wystawiono, także stała później powstała fundacja. A więc, co prawdopodobnie uczynił ks. R. Anderko wpisywałoby się w praktykowany sposób trwałego upamiętnienia ofiar epidemii na „innych” cmentarzach, na których byli oni pogrzebani.

Lecz nic nie wiemy, z oczywistych przyczyn, o drzewcu konstrukcji krzyża. Mógł on być złożony z pełnego drewna, ale również z tarcic, które symulowały pełną belkę krzyża i to zarówno pionową, jak i jego ramiona. Była to konstrukcja tańsza, czasowo krócej trwała, na którą się decydowano, gdy nie było zamożniejszego fundatora. Te dwa przykłady nie wyczerpują wszystkich możliwości, z których korzystano przy składaniu drewnianych konstrukcji przydrożnych krzyży.

W innym miejscu, przy opisie kamiennego krzyża na parafialnym cmentarzu, ks. Teodor wyraźnie rozróżnia fundatora krzyża od fundacji na jego utrzymanie, chociaż fundator i jej założyciel to ta sama osoba; świadczy to o jego skrupulatności. I to także wspiera naszą hipotezę o tym, iż to ks. Rudolf Anderko ustanowił jedynie fundację dla utrzymania istniejącego już krzyża, bo nie ma zapisu o tym, że go wystawił, o czym by ks. Teodor pewnie w swojej kronice wspomniał.

Fundacje. Rozporządzanie nimi i inne wymagania formalne

Środki fundacji mogły pochodzić z gotówki zdeponowanej w banku, z nieruchomości bądź prawa. Jeżeli opierała się ona na kapitale bankowym to pochodzące stąd odsetki, przeznaczano na restaurację lub postawienie, w miejsce dotychczasowego, nowego krzyża. Do akt fundacyjnych było załączone rozporządzenie o podziale odsetek oraz czasie jej trwania. Po upływie terminu kapitał, jak i odsetki przechodziły na rzecz wskazanego kościoła. W akcie fundacyjnym często zaznaczano, że tylko kuria wrocławska ma nad nią patronat. Podobne dyspozycje w formie pisemnej były formułowane do przychodów z nieruchomości bądź prawa.  

Fundacja ustanowiona na rzecz kościoła wymagała potwierdzenia ze strony administracji rządowej, a następnie powinna uzyskać aprobatę władzy kościelnej. To pierwsze było konsekwencją postępującej sekularyzacji w państwie pruskim i jego „oświeceniowego” modelu. Kontrolę uzasadniano tym, że to świecki urząd ma wiedzę o tym, gdzie kończą się granice roztropności dla ustanawiającego fundację, by nie stało się to przyczyną zubożenia jego samego i rodziny, co można uznać za „naciągany” pretekst do wszędobylskiej państwowej kontroli. Fundacje o niskiej kwocie mogły być wyłączone spod dozoru.

Interesujące jest również i to, że uprawnionym do jej rozporządzania był, tak można mniemać, każdoczesny lokalista, czego dowodzą czynności dokonane przez ks. Teodora. A była to fundacja ustanowiona w ramach parafii żyglińskiej, przez ks. lokalistę, dla lokalii w miasteczku Georgenberg.

Dokument fundacyjny był pisany zawsze w trzech egzemplarzach, które przesyłano do kurii wrocławskiej z obszarów tej diecezji. Dokument podpisywał fundator, proboszcz i rada parafialna. Wymagany był opis sposobu ulokowania kapitału. Podobne postępowanie mogło mieć miejsce, gdyby fundację ustanowiono w czasie podległości parafii żyglińskiej jurysdykcji kurii krakowskiej.

Co zawierały archiwalia magistrackie i parafii żyglińskiej tamtego czasu?

Trudności ze wskazaniem pełnego imienia i nazwiska ustanawiającego fundację, jak i daty jej powstania biorą się z braku źródeł archiwalnych. Ks. Teodor w marcu 1874 roku krótko opisał swoje spostrzeżenia z przeglądu dokumentów fundacyjnych, które mogły być przeznaczone na budowę nowego kościoła; były to fundacje Aleksandra Lissoka, legat Katarzyny Płonki i Jana Myszkowskiego. Ten akapit został w sposób szczególny zaakcentowany poprzez zwrot: Pod uwagę! Na zakończenie tego opisu wprowadzona została wzmianka o krzyżu przy drodze do Jędryska i fundacji Anderki ze wskazaniem, że odnowiono go jesienią 1873 roku.

Dlaczego ks. Teodor dopiero po upływie kilku miesięcy zanotował w kościelnej kronice wydarzenie, jakim było odnowienie przydrożnego krzyża, ze wsparciem finansowym określonej fundacji? Można sądzić i to bez większego ryzyka, że inspiracją była przeglądana dokumentacja fundacyjna oraz odnalezienie pośród nich dokumentu, o tej założonej przez Anderkę.

O przeglądanych dokumentach fundacyjnych pisze ks. lokalista po raz pierwszy w kościelnej kronice w marcu 1874 roku. A to dowodzi, że mógł jedynie przypuszczać o jej istnieniu, o których co niektórzy parafianie pewnie wspominali, ale nie miał ich jeszcze w ręku, tym bardziej, że znajdowały się one poza jego lokalną kancelarią; w ówczesnym magistracie przy Rynku. Dopiero wgląd do nich i odkrycie przy okazji dokumentu fundacyjnego ks. R. Anderki, stało się podstawą zapisu w kronice parafialnej. To może wyjaśniać zwłokę w zamieszczeniu notki o odnowieniu krzyża z fundacji Anderki, w przywołanej parafialnej kronice.

Zaraza i jej konsekwencje

Krzyż przy Kolybce, według dawnych miejscowych przekazów, został wzniesiony na terenie, na którym grzebano zmarłych wskutek zarazy. Z tych samych przekazów, ale już nie bezpośrednich, dowiadujemy się o tym, że dostarczane chorym pożywienie podawano im na długich kijach, aby uniknąć z nimi bezpośredniego styku. Pamięć o takich szczegółach ze strony osób zacnych, religijnych, a dziś ze względu na ich wiek już zmarłych, czyni przekaz wiarygodnym, a jednocześnie wskazuje na to iż chorzy, jak i podejrzani o nosicielstwo zarazy byli odseparowani w inne miejsce, a zaś ich dotychczasowe domostwa zostały oznakowane, co było ostrzeżeniem przed groźbą zarazy, a niejednokrotnie ich dotychczasowe siedziby były spalane.

 Władze samorządowe wskazywały pola grzebalne dla zmarłych, które były położone w znacznym oddaleniu od zabudowań mieszkalnych. Podejmowano także środki, aby uniemożliwić wychodzenie chorych poza miejsce ich dotychczasowego pobytu, a przy rozległych obszarach zarazy, jak duża osada bądź miasto otaczano je powołanymi strażami, a nawet wojskiem. Osoby, które zetknęły się z chorymi powinne były odkażać się wodą z dodatkiem octu oraz myć ręce chlorkiem wapnia.

W latach 1813 – 1894 występowała na Górnym Śląsku epidemia cholery. Zaraza nie pominęła Tarnowskich Gór i okolicy. Mieszkańcy naszego miasta mogli odczuć skutki tej elementarnej katastrofy. Wielka epidemia cholery azjatyckiej nawiedziła cały Śląsk w 1830 roku. Została tu przywleczona przez wojska rosyjskie z ogarniętego powstaniem Królestwa Polskiego, a zaś w 1848 roku pojawiła się epidemia tyfusu. Starosta zwrócił się do samorządów o podjęcie środków, aby uniknąć przenikania zarazy z zewnątrz. Zarówno przy cholerze i tyfusie wyjątkową aktywnością odznaczył się proboszcz piekarski ks. Jan Ficek. Został wtedy obdarzony przydomkiem "Apostoła Śląska". Pomimo starań z wielu stron zebrały obie epidemie na Śląsku śmiertelne żniwo. Nie można wykluczyć, że zmarłych wskutek tych nieszczęść pochowano na Osikowych łąkach.

Kontynuacja w części 2



Autor artykułu : Leonard




© Copyright Leonard Hajduk

Design www.bambynek.com